
MIEJSCE JAKICH PEŁNO
Legendy o czarownicach były jednym z najpowszechniejszych podań na protestanckim Pomorzu. Praktycznie każda wieś posiadała swój własny Blocksberg, czyli na nasze – Łysą Górę. Duża część tych nazw była tak popularna, że gdy zerknie się choćby na wycinek przedwojennych map, bez trudu na każdym arkuszu trafi się przynajmniej kilka Blocksbergów.
Pomorskie czarownice nie były jednak bardzo wybredne jeśli chodzi o wybór miejsca, i mimo że z nazwy by wynikało, że sabaty miały odbywać na szczytach wzgórz, tak naprawdę wiele blocksbergów było dzikimi uroczyskami, bagnistymi jeziorkami pośród lasów, zapuszczonymi łąkami na skrajach wsi, a czasami nawet nadmorskimi plażami. Na lokalizację tej legendy wybrałem Świelubie niedaleko Koszalina, które aż kipiało od nadmiaru miejsc związanych z siłami nadnaturalnymi – były tu i grobowce gigantów, siedziby skrzatów, miejsca ukazywania się doppelgangerów, Dzikiego Łowu, wodne oczka zamieszkałe przez śmiertelnie niebezpieczne rusałki. A w pobliżu wioski, na bagniskach tuż za opłotkami ostatnich gospodarstw miało się też znajdować miejsce, gdzie sabatowe spotkania organizowały czarownice. Zwano je Hexenkessel, Kotłem Czarownic.

MOJA LEGENDA O BLOCKSBERGU
"Miejsca te widać zawsze, choćby i z progu domostwa. Ciemny zagajnik na skraju wioski, wznoszący się nad osadą pagór, gdzie nigdy nic się nie zieleni, uroczysko zdobione pradawnym, pogańskim ołtarzem. Tam cicho szeptane zaklęcia przybierają na mocy, tam ciemna magia bierze swój początek. Tam, nocami, na bluźnierczych sabatach, spotykają się wiedźmy, a gospodarzem im sam Czarny Pan."H. A. Haas, Pommersche Blocksberge, "Unser Pommerland Monatsschrift für das Kulturleben der Heimat", 1921, s. 244-246.